Przestrzeń będzie puchnąć i puchnąć, zaś cała istniejąca materia oraz energia ulegać coraz mocniejszemu rozrzedzeniu
tak Adam Adamczyk z witryny “Kwantowo” opisuje proces śmierci cieplnej Wszechświata. Za około 10^100 lat, wszelkie źródła energii w kosmosie - gwiazdy i ich pochodne formy takie jak pulsary albo białe karły - wyemitują ostatnie porcje energii. Ostatecznie kosmos osiągnie temperaturę zera absolutnego.
Jeśli rozważamy procesy fizyczne, zwycięstwo entropii jest pewne. Jeśli jednak traktujemy entropię jako metaforę, pojawia się cień nadziei: może nie wszystko jest stracone i gdzieś tam tli się jeszcze energia?
Gregory Bennett w opowiadaniu opublikowanym na stronach wydawanego w Nowej Zelandii magazynu Takahē opisuje śmierć cieplną internetu:
Pierwsza strona wyników wyszukiwania Google to linki do stron kopiujących treści z innych stron, które także skądś je skopiowały. Wydaje się, że wszystkie odwołują się do siebie nawzajem. Nie ma żadnego źródła. Zdjęcia na stronie wyglądają dziwnie. Dłonie są zdeformowane. Brakuje informacji o autorze.
Wyszukiwanie w Google daje coraz gorsze wyniki - potwierdza to nie tylko codzienne doświadczenie, ale też dane empiryczne. W wynikach wyszukiwania dominują odpowiednio pozycjonowane strony, zaśmiecają je też reklamy oraz treści generowane maszynowo.
gigant współczesnej sieci zapada się pod własnym ciężarem
pisze o Google magazyn Atlantic. Zła jakość wyszukiwania to efekt konkretnych decyzji biznesowych w Google, ale też dominującego sposobu publikowania treści online. Wysoką pozycję w wyszukiwaniu, a więc przynajmniej minimalny potencjał dotarcia do odbiorcy, zdobywają fabryki treści, tworzące masowo pod zasady SEO, a nie rzemieślnicy i redakcje.
Ale śmierć cieplna internetu to nie tylko wina Google. Zepsuty jest też system finansowania treści online. Bennett pisze dalej:
Nie możesz przeczytać przepisu na telefonie, ponieważ priorytetem są reklamy na stronie. Przynosisz laptopa do kuchni i za każdym razem, gdy przewijasz stronę, musisz zamykać wyskakujące okienka. Włączasz AdBlock, ale strona już się nie ładuje, potem AdBlock wysyła Ci reklamę z prośbą o pieniądze.
Do tego nieustannie coś się dzieje, technika nie daje żadnej stabilizacji, chociaż miała ułatwiać życie:
Wyczerpuje się wolne miejsce w twoim Gmailu. Twój telewizor potrzebuje nowego oprogramowania. Twój telefon planuje aktualizację.
Zwykłe praktyki komunikacyjne, których nauczyliśmy się przez trzy dekady istnienia WWW, przestają działać:
Twoja matka wysyła Ci link do ważnego artykułu, który jest ukryty za paywallem, więc przechodzisz na stronę, w której masz już opłacony dostęp, ale nie znajdujesz tam nic na jego temat.
Tekst Bennetta nie jest prostym lamentem na temat upadku internetu - to prawdziwa literatura, gdzie opis zwycięstwa entropii w internecie jest diagnozą specyficznego niepokoju i ogólnego rozpadu: coś bardzo jest nie tak, w Systemie nie ma już energii. Internet to nie tylko coraz mniej efektywne medium - niesprawne narzędzie komunikacji, ale też - tak to widzę - medium, w którym ujawnia się kryzys i wypalenie, doświadczane przecież nie tylko w przestrzeni cyfrowej. Opowiadanie Bennetta to nie publicystyka i moralizatorstwo, ale minimalistyczna diagnoza niedziałającego świata, którego częścią jest pozbawiony energii internet. Patologie kapitalizmu z jego gig economy, zanik starych ścieżek wykształcenia, pracy zawodowej i modeli biznesowych, ambicje, które coraz trudniej realizować, niemożliwe zmęczenie nadmiarem treści i bodźców to warunki, w jakich jesteśmy online (a przecież ciągle jesteśmy online).
Internet jako system wypala się, ulatuje z niego energia, ale jest nadzieja. Gdzie widzi ją Bennett? Warto to sprawdzić samodzielnie i przeczytać jego krótkie opowiadanie.