W 2001 roku internet w Polsce to wciąż trochę egzotyczna przestrzeń, nic więc dziwnego, że w gazecie codziennej (tu “Dziennik Bałtycki”, nr 265) znajdzie się miejsce na krótki wywiad z “internautą”. Z drugiej strony internet jest już zupełnie na serio - stąd zagrożenie bycia “nałogowcem”, jeśli brakuje ci “rozmów ze znajomymi w sieci”.
Marcin nie korzysta z sieci codziennie (chociaż pewnie by chciał), chodzi do popularnej kafejki, gra i czatuje. Co ciekawe - o swoim doświadczeniu opowiada specyficznym językiem. To język jak z prezentacji na informatykę, którą trzeba przedstawić przed całą klasą, zanim nauczyciel da trochę czasu wolnego na chodzenie po stronach albo nawet granie:
Internet daje możliwość otwarcia się na świat. Podczas rozmów przez sieć znikają bariery międzyludzkie - nie wiem, kim jest osoba, z którą rozmawiasz, przez to każdy jest równy. Nieważny jest wygląd ani sytuacja materialna, liczy się tylko osobowość.
No dobrze, ale może to nie była zbyt-daleko-idąca interwencja redakcji “Dziennika Bałtyckiego”, a rzeczywiste przekonania i jak najbardziej autentyczny język mówienia o internecie? Może dziś nie jesteśmy w stanie przyjąć, że można w taki sposób patrzeć na jakiekolwiek medium?
Sprawa wymaga zbadania, ale pewne intuicje się potwierdzają, kiedy spojrzymy na to, jak można było przyjmować technologie domowego video. W bardzo ciekawej pracy Nowe media w PRL (Łódź 2020) znajdziemy artykuł Piotra Sitarskiego Wideo w PRL: urządzenia i użytkownicy, a w nim taki cytat, opisujący doświadczenia z 1977 roku
Pamiętam rzecz pierwszą, taką metafizyczną: że niosłam kasetę wideo, przez miasto, to był, niestety, za przeproszeniem, taki gród, który nazywa się Sosnowiec, bo akurat wtedy tam pracowałam, bo tam wtedy był Uniwersytet Śląski, znaczy tamten dział. Potem żeśmy przeszli dopiero do Katowic, a konkretnie na RTV. I niosłam tę kasetę i tam, pamiętam, był film Blade Runner. I dla mnie to była taka niesamowita… jakaś taka… dlatego mówię o tej metafizyce, ponieważ, Matko Boska, mam film. Tam w środku jest film. A może to nie był Blade Runner? Ja naprawdę już nie pamiętam.
Być może jeszcze w 2001 roku można było czuć niesamowitość internetu.