WEB96

Blog o polskim dziedzictwie cyfrowym i historii polskiego Internetu. Kontakt: web96@wilkowski.org Subskrybuj kanał RSS

Nie potrzebujesz Web 2.0 w historii Webu

Historia, także historia mediów, to nie zestaw klatek filmowych, które przesuwają się jedna za drugą. Być może przypomina raczej rozlewającą się plamę.

Przeszłość jako rozlewająca się plama

W szkole uczymy się, że cesarstwo zachodniorzymskie upadło w 476 roku. Ktoś wmówił nam, że jedno wydarzenie potrafi idealnie rozdzielić epoki, że jednym aktem albo gestem da się radykalnie zmienić rzeczywistość. Dobrą odtrutką na takie myślenie - w kontekście upadku Rzymu - jest książka Chrisa Wickhama “Średniowieczna Europa”. Ten brytyjski historyk pokazuje, jak barbarzyńskie państwa powstałe po upadku cesarstwa na Zachodzie kontynuują jego tradycję polityczną, przejmując przy tym dawny system prawny i struktury administracji. Nie ma mowy o rewolucji i zerwaniu:

“niemal wszystkich przywódców barbarzyńskich plemion łączyły więzy krwi z rodzinami arystokracji rzymskiej, a wielu wodzów rzymskich (w tym także Rycymer i Odoaker [ten sam, który zdjął z tronu ostatniego cesarza Zachodu]) wywodziło się z barbarzyńców. Barbarzyńscy królowie byli w większości dwujęzyczni, choć niektórzy posługiwali się wyłącznie łaciną” (s. 45).

I dalej: w historii mediów powszechnie przyjmowaną cezurą jest na przykład wynalezienie (na Zachodzie) ruchomej czcionki. I znów, Lucien Febvre i Henri-Jean Martin w swoich “Narodzinach książki” (polskie wydanie z 2015) przekonują, że Gutenberg i jego naśladowcy nie mogliby działać bez rewolucji w budowie wiatraków, w uprawie konopii oraz bez masowego zastępowania bielizny z wełny bielizną z płótna: te trzy zmiany pozwalały na produkcję i upowszechnienie się papieru w Europie (zob. też ten link z wizerunkami młynów papierniczych). Wydaje się zatem, że ruchoma czcionka może mieć takie samo znaczenie dla nowożytnej rewolucji druku jak zwiększona dostępność szmat i lin konopnych.

Produkcja papieru w XVIII wieku: sortowanie szmat

Powyżej: produkcja papieru w XVIII wieku - sortowanie szmat.

Czym miało być Web 2.0

Pojęcie Web 2.0 było bardzo popularne w pierwszej dekadzie XXI wieku, głównie za sprawą konferencji organizowanych od 2004 roku przez przedsiębiorcę i autora Tima O’Reilly’ego. Starał się on przywrócić optymizm wobec inwestowania w projekty internetowe, wygasły po kryzysie dotcomów z przełomu wieków. Podstawą tego optymizmu miała być rosnąca liczba użytkowników Internetu oraz ich aktywność: gdyby spróbować streścić koncepcję web 2.0 w jednym zdaniu, to mówiłoby ono o przeniesieniu kosztów tworzenia zasobów Webu z wydawców na użytkowników. W tym modelu przedsiębiorca udostępnia infrastrukturę (np. system blogowy), a użytkownicy zapełniają go treścią. Model biznesowy polegać może w takim przypadku na sprzedawaniu dodatkowych usług twórcom treści (np. większej przestrzeni na zdjęcia, lepszej widoczność w katalogu, unikalnego dizajnu) oraz oczywiście na wyświetlaniu reklam.

Cechy Web 2.0

Chmura znaczników Web 2.0 opracowana na podstawie artykułu Tima O’Reilly “What is Web 2.0”, CC BY-SA Markus Angermeier, tłumaczenie: Anna Wittenberg, SVG: Maciej Jaros, Wikimedia Commons

W odniesieniach do Web 2.0 z pełną swobodą mieszano założenia strategiczne (np. oddawanie użytkownikom odpowiedzialności za wypełnienie treścią serwisu) i społeczne (nowa obywatelskość, oddolna aktywność będąca alternatywą dla instytucji) z rozwiązaniami informatycznymi (od kanałów RSS po asynchroniczne requesty do treści, wysyłane przez JavaScript). Rafał Maciąg w “Pragmatyce Internetu” zwraca uwagę, że sam O’Reilly definiuje Web 2.0 bardzo techniczne. Proponowane zmiany dotyczą

“wyłącznie kwestii technologicznych, jednak ich konsekwencje (a także otwierające się dzięki nim możliwości) przekraczają te ramy, sięgając natychmiast w obszar biznesu tak istotnie, że wymuszają fundamentalne zmiany ich ogólnych interpretacji ekonomicznych, a dalej powodują przeobrażenia natury społecznej i kulturowej o nie mniej radykalnym i powszechnym kształcie” (s. 132).

Przeciwko dyskursowi wersji

Matthew Allen w artykule “What was Web 2.0? Versions as the dominant mode of internet history” (tekst dostępny też w SciHub) zwraca uwagę, że:

  • platformy webowe kojarzone z podejściem Web 2.0 istniały na długo przed pojawieniem się tego pojęcia; platforma blogowa Live Journal powstała w 1999 roku, PayPal w 2000, SixDegrees - pierwszy serwis społecznościowy - w 1997; można dodać jeszcze Wikipedię (2001) czy polski blog.pl (2001); także pierwsza wersja standardu RSS powstała już w 1999 roku, a kaskadowe arkusze stylów (CSS), również wymieniane jako kluczowy element platform Web 2.0 - w 1998;
  • zakładana przez Web 2.0 “demokratyzacja” aktywności online miała miejsce już za czasów BBSów czy Usenetu; użytkownicy tworzyli treści korzystając z darmowych platform już w Geocities (zał. 1994) czy - w Polsce - na serwerach Polbox (od 1997 roku);
  • Web 2.0 jest czymś w rodzaju retorycznej technologii (rhetorical technology), za pomocą której branża komputerowo-marketingowa chce nam opisać historię i przyszłość Webu;

Ahistoryczność Web 2.0

Ahistoryczność koncepcji Web 2.0, CC BY-SA Jürgen Schiller García, Wikimedia Commons

Po co więc posługiwać się koncepcją, która już na starcie była ahistoryczna?

Przede wszystkim wyróżnianie wersji Webu (1.0, 2.0, 3.0 itd.) pozwala wykazywać progres. Jeśli sprzedajesz coś jako 2.0, wskazujesz na to, że 1.0 było nawet jeśli nie gorsze, to mniej pasujące do współczesnych okoliczności. Po drugie, skoro proponujesz wersję 2.0, to wykazujesz pewną łączność z poprzednią wersją - nowa wersja Webu nie jest więcej rewolucją, która mogłaby być źródłem lęku, ale jego bezpieczną aktualizacją, lepiej odpowiadającą dzisiejszym potrzebom. Web 2.0 da się przy tym definiować wyłącznie w odniesieniu do tego, jak opisuje się Web 1.0 - w historycznym dyskursie wersji wizja teraźniejszości i przyszłości opisuje jednocześnie to, jak było wcześniej. I dalej: przejście od Webu 1.0 do Webu 2.0 jest procesem jednoznacznym, krótkim i radykalnym: to dzielenie historii na klatki filmowe, takie samo jak przy cezurze upadku Rzymu. Ostatecznie też, jak pisze Allen, dyskurs wersji daje nam nowe kompetencje: skoro wiemy, jaki był Web 1.0, skoro wiemy też, czym różni się od niego Web 2.0, to bez problemu będziemy w stanie zaproponować kolejne wersje Webu. Web staje się w takim przypadku medium zupełnie sterowalnym - da się przewidzieć jego rozwój, oczywiście po to, żeby sprzedać rozwiązania, odpowiadające nowemu etapowi jego ewolucji.

Jak pisze Allen, Web 2.0 jest

“wątpliwym aktem periodyzacji (questionable act of periodicity), ponieważ wiele z kojarzonych z nim tendencji czy cech było nieodłączną częścią doświadczenia sieci przynajmniej od lat 90. XX wieku. Co więcej, wielu internautów angażowało się w tzw. aplikacje Web 2.0 nie zdając sobie sprawy, że stają się częścią tej nowej wersji Webu, inni zaś nadal korzystali z internetu, tak jakby ta nowa wersja nigdy się nie pojawiła” (s. 263).

Sprawa wydaje się prosta: historiografia Webu nie powinna używać wersjonowania do pokazywania zmian tego medium. Jeśli akurat nie piszesz o dyskursie marketingowym na temat WWW w początkach XXI wieku, traktuj Web 2.0 jako nieistotny slogan.